• Menu
  • Menu
Amba Gyszien

Amba Gyszien

Cuda Świata » Afryka » Etiopia » Amba Gyszien

Mieli tam wszystko, czego dusza zapragnie. Oprócz jednego: możliwości opuszczenia tego miejsca. Pretendenci do tronu cesarskiego właśnie na tej górze spędzali życie. Niejednokrotnie całe…

Turystyka - porównaj na Ceneo.pl

Mieli tam wszystko, czego dusza zapragnie. Oprócz jednego: możliwości opuszczenia tego miejsca. Pretendenci do tronu cesarskiego właśnie na tej górze spędzali życie. Niejednokrotnie całe…

Na górze mieli wszystko. Uczonych mężów do filozoficznych dysput, najpiękniejsze kobiety do figlowania, spokój do tworzenia poezji. Zasobne biblioteki, spiżarnie, miejsce na spacery i ćwiczenia w walce. Nie mogli tylko stamtąd zejść. Schodzili z niej tylko ci, którym los przyniósł koronę króla królów, czyli cesarza Etiopii. I więzili na górze następnych. Tych, którzy mogli im odebrać tron.

Amba Gyszien to tylko jedna z kilku gór, na których władcy Etiopii internowali swoich konkurentów. Ale to Amba Gyszien jest najbardziej znana. Bo pierwsza i gościła najwybitniejszych. Leży na wyżynie Ambasel na skraju tektonicznego leja, który ok. 250 km na południe zwęża się i jako Wielki Rów Afrykański ciągnie się daleko na południe Afryki. To tradycyjna etiopska prowincja (dzisiejszy podział administracyjny tego kraju niemal zupełnie ignoruje tradycję, a jest oparty wyłącznie na płynnych kryteriach etnicznych) Uello, pomiędzy jej stolicą Desje a sławnymi kościołami Laibeli, w pobliżu Mekdeli, podobnej góry, która pełniła rolę twierdzy i siedziby cesarza Teodora II (1855-1868).

Nie wiadomo, kiedy zaczęła się tradycja więzienia na niedostępnej górze pretendentów do tronu. Najprawdopodobniej zrodziła się podczas panowania dynastii Zague (940-1127), ale na temat tego okresu w historii Etiopii nie wiadomo prawie nic, jeśli nie liczyć kilku legend. Pierwsze informacje pochodzą z czasów Bahyra Assegyda (1295-95), który wpadł na pomysł, by uwięzić na górze swoich czterech braci. Niech sobie tam żyją bez żadnych trosk, tylko niech niczego nie knują. Jakimś sposobem o pomyśle dowiedział się jego brat Tsynfe Aryd i… natychmiast wysłał na górę pomysłodawcę i resztę braci. Niewiele to dało, bo każdy z braci mniej więcej po roku panowania tracił życie, a z góry schodził następny.

Potem przebywał tu Zera Jaykob, który po zejściu z góry stał się jednym z najwybitniejszych cesarzy etiopskich. Ostatni władca, który posłał tu swoich krewnych to Naod. On sam na górę wchodził dwa razy i tyleż razy z niej schodził. Ale gdy chciał tam posłać swojego ośmioletniego syna (!) Lybne Dyngyla, jego płacz tak go wzruszył, że zakazał procederu.

Amba Gyszien stała się wtedy cesarskim skarbcem. Tu gromadzono bogactwa zebrane jako podatki i daniny oraz zdobyte na wojnach. Co nie znaczy, że władcy zapomnieli o tym prostym i humanitarnym sposobie rozprawiania się z konkurentami. Kilkaset lat później cesarz Bekaffa sam dwukrotnie wchodził na górę Amba Uehni, by tylekroć z niej schodzić. Ze swoimi konkurentami się nie patyczkował; bezceremonialnie wysyłał na górę.

Amba Gyszien i jej podobne to naturalne twierdze. Wystarczyło trochę umocnień i była nie do zdobycia. Dwa razy na Amba Gyszien połamał sobie zęby Grań, imam sułtanatu Adal, który spustoszył całą Etiopię, rządzoną przez wspomnianego Lybne Dyngyla. Dopiero za trzecim razem udało mu się zdobyć górę, zniszczyć wszystko, co na niej było i wymordować mieszkańców.

Na górę prowadziło tylko jedno wejście. O ile wejściem można nazwać miejsce, skąd spuszczano na dół linę, jedyny środek transportu. A poza tym pionowe ściany, dodatkowo wzmocnione żelaznymi palisadami w miejscach, gdzie potencjalny wróg był w stanie postawić choć kawałek stopy. Inne góry, jak wspomniana Mekdela, służyły jako twierdze, na innych – i tych jest najwięcej – wznoszono klasztory. Wszędzie dostęp był tylko za pomocą zrzuconej z góry liny.

Patrząc z lotu ptaka, Amba Gyszien ma kształt krzyża. Długość skraju jest znaczna; aby obejść górę dokoła, trzeba pół dnia. Jest wysoka. Tylko silny procarz jest w stanie rzucić kamień, by dosięgnął płaskowyżu. Na szczycie jest naturalne jezioro, rosną tam popularne w Etiopii rośliny użytkowe, m. in. proso czy kosso (lek, a w większych ilościach trucizna). Są też kościoły. Jeden wzniósł cesarz Gebre Meskel, bardziej znany jako Lalibela. Pochodził on z dynastii Zague, co potwierdza tezę, że to w jej czasach góra stała się hotelem bez możliwości wymeldowania. Drugi, młodszy, powstał za czasów Naoda i Lybne Dyngyla.

Etiopczycy wierzą, że na Amba Gyszien jest ukryty Krzyż, na którym ukrzyżowano Jezusa. Że nałożnica cesarza Konstancjusza Chlorusa św. Helena, która odkryła święte drewno, przywiozła je nie do Rzymu, ale do Etiopii. Jak się wydaje, to jedna z najmniej prawdopodobnych etiopskich legend.

Wydawałoby się, że Amba Gyszien i tradycja przetrzymywania w luksusowych warunkach swoich konkurentów pozostanie znaną tylko historykom ciekawostką. Ale zainspirowała angielskiego pisarza Johna Miltona do napisania Raju utraconego. Książkowa Amara jako żywo przypomina etiopski wynalazek.

Autor stosuje transkrypcję języków amharskiego i gyyz (staroetiopskiego) według prof. Joanny Mantel-Niećko, jednej z najwybitniejszych w świecie specjalistów od Etiopii. A ta nieco odbiega od dominującej transkrypcji angielskiej.

W artykule wykorzystano zdjęcia zbliżonej góry (Debre Damo), ze względu na brak ogólnodostępnych zdjęć Amba Gyszien.

Oceń ten post
[Wszystkie oceny: 1 Średnia: 5]

Pozostaw swój ślad

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *