• Menu
  • Menu
Holenderskie linie wodne

Holenderskie linie wodne

Cuda Świata » Europa » Holandia » Holenderskie linie wodne

Nie przejdziesz, bo za głęboko, ani nie przepłyniesz, bo za płytko – to najkrótsza zasada holenderskich linii wodnych, unikalnego systemu obronnego.

Turystyka - porównaj na Ceneo.pl

Nie przejdziesz, bo za głęboko, ani nie przepłyniesz, bo za płytko – to najkrótsza zasada holenderskich linii wodnych, unikalnego systemu obronnego.

Holendrzy szybko zrozumieli zalety wody na tyle głębokiej, że utrudnia poruszanie się armii wroga, ale na tyle płytkiej, że tejże armii nie da się przetransportować nawet na płaskodennych krypach. Skutecznie zastosowali te metodę podczas oblężenia przez Hiszpanów Alkmaaru w 1573 roku i Lejdy w 1574 roku. Miasta obroniły się, zalewając okoliczne pola wodą.

Niebawem przed groźbą zdobycia stanęła mała Zelandia, gdy Hiszpanie zaczęli koncentrować wojska w Brabancji. W 1627 roku pomiędzy Steenbergen w pobliżu zatoki Krammer a Bergen op Zoom nad Wschodnią Skaldą zaczęto budować linie obronną opartą o liczne w tym rejonie zamki oraz polder możliwy do zalania zarówno przez wody słodkie, ale przede wszystkim morskie. Ta zachodniobrabancka linia wodna (West-Brabantse Waterlinie) sprawdziła się; Zelandia nie została zdobyta.

Ale jeszcze wcześniej genialny wódz Maurycy Orański wpadł na pomysł budowy systemu śluz pozwalających zatopić pewne tereny właśnie tak, by nie dało się ich przepłynąć, ale by równocześnie uniemożliwiały przejście pieszo. Ich zatopienia sprawiłoby, że Niderlandy stałyby się… wyspą.

System Maurycego zaczynał się w Muiden, mieście nad zatoką Zuider pomiędzy Amsterdamem a Naarden. I biegł na południe w okolicach Woerden i Goudy po Gorinchem. Tym sposobem Niderlandy, a w zasadzie sama prowincja Holandia, autentycznie stawałaby się wyspą. Od zachodu Morze Północne, od północy zatoka Zuider, od południa szerokie rozlewiska ujściowego odcinka Renu i Mozy oraz niedostępne bagna Biesbosch, a od wschodu – system sprytnie zalanych wodą na ok. 40 cm polderów.

Ale za realizacje pomysłu zabrał się dopiero następca i przyrodni brat Maurycego (zmarł w 1625 roku), Fryderyk Henryk Orański. Po zdobyciu potężnej brabanckiej twierdzy `s-Hertogenbosch w 1929 roku, umocnił się na tyle, że mógł sobie pozwolić na równoczesną budowę linii obronnej i dalsze odbieranie Hiszpanom Niderlandów.

Śluzy to tylko część linii obrony. Pod wodą kryły się m. in. rowy i drut kolczasty, dodatkowo utrudniający poruszanie się wrogich wojsk. Do celów bojowych mogły być też użyte sadzone na groblach drzewa. Ścinane i zamieniane w ostrokoły, blokowały drogi.

Sprytni Holendrzy do walki zaprzęgli także… lód. Zimą utrzymywano bardzo niski poziom wody, by ta zamarzła do dna. W przypadku ataku śluzy byłyby otwierane, a napływająca woda w połączeniu z lodowym podłożem uniemożliwiałaby jakikolwiek ruch.

Z góry było wiadomo, że rolnicy na pewno będą przeciwni. Ba, istniała obawa, że będą wręcz niszczyć śluzy, by nie dopuścić do zalewania swoich pól. Dlatego od początku przewidziane były rekompensaty za straty wywołane użyciem linii wodnej. Tam, gdzie ląd być musiał, bo biegły tędy np. drogi lub rozwijały się miasta, powstawały twierdze. Tym sposobem ufortyfikowane zostały m. in. Naarden, Woerden i Gorinchem.

Już nieco ponad czterdzieści lat po rozpoczęciu budowy przyszedł czas na sprawdzenie skuteczności linii wodnej. W 1672 roku powstrzymała ona wojska Francji Ludwika XIV i sprzymierzonych z nim arcybiskupa Kolonii i biskupa Münster, walnie przyczyniając się do zwycięstwa Holandii w tej, tzw. trzeciej wojnie angielsko-holenderskiej.

Zachęceni sukcesem Holendrzy w 1745 roku zaczęli budowę kolejnej linii wodnej, Grebbelinie, wiodącej od Huizen nad zatoką Zuider przez Amersfoort po Rhenen i Tiel. Ale generał rewolucyjnej Francji Jean Charles Pichegru był sprytniejszy. Co prawda Nijmegen zajął już w październiku, ale ze zdobyciem reszty Holandii osiągał się do stycznia, kiedy lód ściął wodę na obu zalanych liniach. Trzy dni mu wystarczyły na zdobycie najpierw Utrechtu a potem Amsterdamu.

Co prawda Kongres Wiedeński miał po wsze czasy ustalić porządek w Europie, ale Holendrzy woleli dmuchać na zimne. Król Willem I polecił budować drugą, tzw. nową linię wodną. Jej początek na północy w Naarden był ten sam, podobnie jak koniec na południu w bagnach Biesbosch. Ale teraz ochroną objęte zostały także okolice Utrechtu. Nowa Holenderska Linia Wodna (Nieuwe Hollandse Waterlinie) ma 85 km długości, 3-5 km głębokości. Chroni ją 46 fortów, sześć twierdz (Muiden, Weesp, Naarden, Utrecht, Gorinchem i Woudrichem) i 14 polderów ciągnących się od Zuiderzee do Biesbosch. W okolicach Culemborga, Vianen i Asperen, gdzie są nie chronione twierdzami przesmyki pomiędzy polderami zbudowano więcej fortów. Każdy z fortów był indywidualnie projektowany, aby zapewnić jak najlepszą ochronę. Podobnie dokładnie wypoziomowane musiały być poldery, aby woda utrzymywała się na stałym poziomie. Nieuwe Hollandse Waterlinie została ukończona około roku 1870. I zaraz holenderska armia stanęła na linii, gotowa w każdej chwili puścić wodę na poldery. Bo zaczęła się wojna francusko-pruska. Po wojnie natychmiast przystąpiono do modernizacji linii, zwłaszcza fortów koło Utrechtu. Bo wojna pokazała, że artyleria poszła znacznie do przodu w porównaniu z czasami postnapoleońskimi, gdy linia była projektowana. Modernizacja trwała do 1940 roku.

Wraz z budową Nowej Linii Wodnej, nastąpiła rozbiórka zbędnej linii zachodniobrabanckiej. W latach 1880-1920 powstała kolejna linia obronna, Stelling van Amsterdam, otaczający kołem Amsterdam, długi na 135 km system 45 fortów i 14 zalewanych polderów. Wewnątrz oprócz Amsterdamu znalazły się m. in. Volendam, Purmerend, Aalsmeer, Amstelween, Zaandam i Veesp, ale Edam, Beverwijk i Haarlem były już na zewnątrz.

Wszystkie holenderskie linie wodne stanęły w pogotowiu podczas pierwszej wojny światowej. Miały stanąć także podczas drugiej wojny. Wojsko już się przygotowywało do otwarciu śluz na Grebbelinie, ale 13 maja niemieccy spadochroniarze zajęli kluczowe punkty. Do fortu Engelaar nie dotarła amunicja i załoga musiała się poddać. Jedynie pod Grebbeberg Holendrzy stawili Niemcom zacięty opór. Wojska niderlandzkie musiały się wycofać na Nową Linię Wodną. Ale zanim puściły w nią wodę, bombowce zrzuciły bomby na Rotterdam, a Hitler zagroził, że bomby polecą także na Amsterdam i Utrecht jeśli Holendrzy choć kiwną palcem.

Podczas wojny hitlerowscy stratedzy nie przykładali wagi do holenderskich linii wodnych. Ale po operacji Market Garden, kiedy uświadomili sobie, że Alianci mogą zaatakować Niemcy od północy, w październiku 1944 roku organizacja Todta zaczęła siłami radzieckich jeńców wojennych i holenderskich robotników przymusowych rozbudowywać Grebbelinie jako linię obronną Pantherstellung.

Ciekawe, że Holendrzy myśleli o rozbudowie systemu linii wodnych jeszcze długo po wojnie. Obawiając się radzieckiej inwazji, Holandia zbudowała linię IJsel. Gdyby radzieckie (i polskie) czołgi parły na zachód przez Niemcy, wody Renu i Waalu miały zostać skierowane w koryto IJssel. Powstałoby gigantyczne rozlewisko, które powstrzymałoby najazd hord ze wschodu. Skuteczności tej linii nigdy nie przetestowano. A już w 1963 roku budowle systemu zostały rozebrane. Wojsko opuściło też pozostałe linie.

Stelling van Amsterdam został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Holandia czyni starania, by dopisać do niej pozostałe wodne linie obronne. Są bowiem w zdecydowanej większości bardzo dobrze zachowane i… wciąż gotowe do użycia. W 2008 roku ruszyła renowacja Nowej Linii Wodnej i przystosowanie jej do współczesnych celów, najazdu turystów. Inwestycja ma kosztować ok. 150 milionów euro.

Oceń ten post
[Wszystkie oceny: 1 Średnia: 1]

Pozostaw swój ślad

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *