Przed wiekami te kopalniane chodniki służyły jako potężne piwnice, w chwilach zagrożeń były schronieniem, a dziś są największą atrakcją turystyczną Chełma.
Przed wiekami te kopalniane chodniki służyły jako potężne piwnice, w chwilach zagrożeń były schronieniem, a dziś są największą atrakcją turystyczną Chełma.
Jedyne w świecie podziemia kredowe, bo o nich mowa, to po prostu górnicze wyrobiska. Kreda, z której zbudowane jest chełmskie wzgórze, była bardzo cennym surowcem, służącym do m. in. do wyrobu farb i kosmetyków. Przyjeżdżali po nią kupcy z całego kraju.
Praktycznie każdy właściciel domu w Chełmie był równocześnie górnikiem. Kopać kredę zaczęto w XIII wieku, zaraz po odbudowie miasta przez księcia (późniejszego króla) halickiego Daniela. Te najstarsze chodniki znajdują się w pobliżu góry zamkowej. Z czasem powstała nawet pięciokondygnacyjna plątanina korytarzy, sięgająca na 20 metrów (sześć pięter!) pod powierzchnię ziemi. Bo kopano aż do XIX wieku. Chodniki łączyły się ze sobą, tworząc jeden wielki labirynt. Służyły jako piwnice. Raz, że obszerne, dwa, że panuje w nich stała temperatura 9 stopni, ułatwiająca przechowywanie żywności.
Gdy nadchodziła trwoga, mieszkańcy chronili się w podziemiach, mając absolutną pewność, że nikt ich tu nie znajdzie. Tym bardziej, że bronił ich… duch. Chełmskie podziemia mają bowiem swojego upiora, Bielucha. Ukazuje się pod postacią potężnego białego niedźwiedzia. Ale nie polarnego, tylko zwykłego, brunatnego, tyle że ubielonego kredą. Bieluch jest dobrym duchem. Ale dla złych ludzi nie ma litości. Do dziś się w Chełmie opowiada, że jakiś złodziejaszek chciał podczas okupacji dorobić się
, szantażując ukrytych w podziemiach chełmskich Żydów. Poszedł w podziemia szukać ich. Szybko powrócił blady z przerażenia. I już nigdy nie zapuścił się w kredowe korytarze…
Jak długie są tunele – nie wiadomo. Na pewno ciągną się pod szczyt chełmskiej góry (kiedyś tam był zamek, teraz bazylika). Te najstarsze nie są jeszcze zbadane. Zresztą znaczna część pozostałych tez. Mówi się, że ciągną się aż do odległego o 15 km Stołpia. Ale prawdopodobnie jest to tylko legenda. Aby to wszystko sprawdzić i zbadać, potrzeba wielu miesięcy, a może i lat pracy ludzi z uprawnieniami ratowników górniczych.
Podziemia to także utrapienie dla miasta. W 1956 roku jedna kamienica przy głównej ulicy Lubelskiej dosłownie zapadła się pod ziemię. Po prostu kredowe skały, mocno nadwerężone przebijającymi je chodnikami nie wytrzymały. W latach siedemdziesiątych ulicą jechała ciężarówka i nagle… zniknęła. Nie tak dawno zapadnięciem się w głąb groziła nawierzchnia ulicy.
Dziś podziemia są wielką atrakcją turystyczną. Turyści przechadzają się po tunelach z przewodnikiem, no i oczywiście spotykają samego władcę kredowych podziemi, Bielucha. Na chwilowym strachu się kończy bo – jak wspomnieliśmy – Bieluch dla dobrych ludzi jest dobry…
Pozostaw swój ślad