Typowa skandynawska wieś; pomalowane na ciemnowiśniowo domki z białymi ramami okien, drzwiami i okiennicami, otaczają duży kościół. Tylko te domki jakiś dziwnie małe i wokół nie widać żywego ducha.
Typowa skandynawska wieś; pomalowane na ciemnowiśniowo domki z białymi ramami okien, drzwiami i okiennicami, otaczają duży kościół. Tylko te domki jakiś dziwnie małe i wokół nie widać żywego ducha.
Bo przez pięć dni w tygodniu 424 domy w Gammelstad świecą pustkami. Zaczynają się zaludniać w sobotę wieczorem lub wigilię luterańskiego święta. Po uroczystościach wioska rozłożona wokół kościoła znowu pustoszeje. Do następnej uroczystości. Norrland, kraina na północy Szwecji jest słabo zaludniona także dziś, a co mówić kilkaset lat temu. Na wybrzeżu mieszkali rybacy, w głębi lądu górnicy, traperzy i nieliczni farmerzy. Aby wszyscy wierni mogli dostać się na uroczystości religijne, musieli się przedzierać przez gęsty las, góry, skały, bagna, czy rzeki nieraz kilkadziesiąt kilometrów. Aby zdążyć na niedzielną mszę, musieli często wychodzić w sobotę rano. Marsz czy jazda nocą nie wchodziła w grę; rozszarpanie przez wilki czy niedźwiedzie było pewne. Trzeba więc było iść przez sobotę, przenocować w specjalnie do tego celu wybudowanym domku, a potem wrócić do siebie. Budowa takich wiosek była więc koniecznością. Domki nie musiały być duże, wszak chodziło tylko o jeden lub dwa noclegi. Ale piec dla przygotowania czegoś ciepłego do jedzenia czy osuszenia przemoczonych ubrań i butów był niezbędny.
Takich hoteli
dla wiernych w północnej Szwecji jest jeszcze sporo. Ale ten w Gammelstad koło Lulei jest największy i najlepiej zachowany. Większość drewnianych domków pochodzi z XVII wieku. Wioska otacza potężny, piętnastowieczny kamienny kościół.
Gammelstad co prawda leży Gammelstadsfjordem, wąską ujściową zatoką rzeki Lule, ale ocalał po wojnie z Rosją, która spustoszyła prawie całe wybrzeże północnej Szwecji.
Pozostaw swój ślad